top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraMichał Kubicz

Wyspa Tybrowa i boski wąż-gigant

W zeszłym tygodniu pisałem o legendzie związanej z powstaniem Wyspy Tybrowej. Wyspie przypisywano od dawien dawna pewną tradycyjną funkcję – miejsce od pradawnych czasów kojarzyło się ze zdrowiem. Zgodnie z jednomyślnymi przekazami historycznymi lecznicze tradycje wyspy sięgają lat 292-290 pne, kiedy to miały miejsce wydarzenia, które zaowocowały wybudowaniem na wyspie pierwszej świątyni Eskulapa – boga patronującego lekarzom. Pisali o tym między innymi rzymski historyk Tytus Liwiusz, poeta Owidiusz czy badacz przyrodniczy Pliniusz Starszy. Warto skonfrontować te trzy źródła, ponieważ wiele mówią one o samych Rzymianach i o ich spojrzeniu na rzeczywistość.

Posąg Eskulapa z muzeum Palazzo Altemps w Rzymie. Zdjęcie: zbiory własne

Dziesiątą księgę swych „Dziejów Rzymu od założenia miasta” Tytus Liwiusz kończy informacją o okrutnej zarazie, która spadła na Rzym w 292 roku pne. Niestety historyk nie precyzuje, jaka to była choroba, jednak najwyraźniej siała postrach wśród mieszkańców Rzymu, bo porównuje ją do „strasznej kary bożej”. Odrobinę więcej szczegółów podaje Owidiusz w poemacie „Metamorfozy”, gdzie podkreśla niezdrową bladość chorych, nagłość śmierci oraz wielką mnogość pogrzebów. Oczywiście do informacji podawanych przez Owidiusza należy podchodzić z dużą ostrożnością i wziąć poprawkę, że istotny wpływ ma na nie z pewnością poetycka emfaza wynikająca z charakteru utworu, w którym walory artystyczne i uczucia odbiorcy miały pierwszeństwo przed wiernością źródłom historycznym. Pewne wskazówki sugerują bowiem, że opisywana przez nich epidemia wcale nie była aż tak straszna (ale o tym za chwilę).

W odróżnieniu od Owidiusza, Liwiusz relacjonuje dalsze wydarzenia z chłodem godnym rzymskiego arystokraty. Otóż wspomina on, że senat nakazał poszukać w świętych Księgach Sybillińskich, jakie środki winno się przedsięwziąć, by przezwyciężyć epidemię. Kapłani dali taką oto odpowiedź: trzeba sprowadzić do Rzymu Eskulapa (Asklepiosa), boga czczonego w greckim Epidauros.

Zastanawiające jest to, że Rzymianie dosyć długo zwlekali z podjęciem działań rekomendowanych w świętych księgach. Liwiusz pisze bowiem, że w tym roku ograniczono się tylko do jednodniowych modłów do Eskulapa, a poselstwo do Epidauros wysłano dopiero w kolejnym roku – 291 pne. Skąd to opóźnienie? Liwiusz tłumaczy je tym, że w tym czasie konsulowie byli zajęci wojną z Samnitami, której przebieg nie był zbyt pomyślny. Możliwe są więc trzy wytłumaczenia:

- pierwsze: rzymski senat był tak oderwany od rzeczywistości, że śmierć na ulicach była mu obojętna, a priorytet miało pokonanie wroga zewnętrznego stwarzającego większe zagrożenie,

- drugie: skoro można było bez przeszkód wojować z sąsiadami, to epidemia wcale nie była aż taka dokuczliwa, jak nam mówią autorzy tworzący trzy lub cztery stulecia później,

- trzecie kariera konsulów i chwała ich rodów (wszak zależna od zwycięskiego zakończenia wojny) była dla nich ważniejsza od losu mieszkańców miasta.

Na tę ostatnią możliwość wskazuje brzmienie księgi jedenastej dzieła Liwiusza, w której obwinia on konsula Fabiusza Gurgesa o tak nieudolne prowadzenie działań wojennych przeciwko Samnitom, że senat nawet rozważał odebranie mu dowództwa. Ponoć statecznie dopiero pomoc i interwencja ojca konsula zapobiegła kompromitacji. Porażka w wojnie byłaby hańbą dla całego rodu, więc być może Fabiusze postanowili zwyciężyć wroga bez względu na cenę (wysyłanie jakiegoś poselstwa do Epidauros nie byłoby więc ich priorytetem).

Mniejszą skalę epidemii może z kolei sugerować passus Liwiusza, w którym wspomina on o procesji triumfalnej, która odbyła się po pokonaniu Samnitów, a jeszcze przed wysłaniem posłów do Epidauros. Czy gdyby zaraza była rzeczywiście aż tak okrutna, władze organizowałyby wielką procesję i świętowały zwycięstwo w mieście pogrążonym w żałobie?

Tak czy inaczej, dopiero gdy konsulowie uporali się z Samnitami, rzymscy posłowie ruszyli do Grecji prosić mieszkańców Epidauros o zgodę na przeniesienie kultu Eskulapa do Rzymu.

Ale wróćmy do Owidiusza: poeta daje nam barwny opis poselstwa, z którego wynika dosyć oględnie, że Grecy niezbyt entuzjastycznie przyjęli pomysł pozbycia się ze swego miasta kultu Asklepiosa (Eskulapa). Jakich argumentów użyli Rzymianie? Tu Owidiusz taktownie milczy. Zamiast tego przytacza uroczą opowieść o tym, jak to niby szefowi rzymskiej delegacji we śnie miał się objawić sam bóg zapewniający, że bez względu na sprzeciw mieszkańców Epidauros uda się do Rzymu pod postacią węża. Istotnie, następnego dnia Rzymianom i Grekom zgromadzonym przed ołtarzem Asklepiosa ukazał się wielki wąż, który wypełzł spod tronu boga, co natychmiast uznano za boski znak. Wąż ruszył w stronę rzymskiego okrętu i nań wpełzł. Owidiusz z werwą opisuje, jak to wąż podążał ulicami miasta, jakby żegnał się z jego mieszkańcami i dziękował im za dotychczasową gościnę. W „Metamorfozach” wąż Eskulapa jawi się niemal jak jakiś potwór z filmowego horroru klasy C (poeta wspomina na przykład, że rzymski okręt zanurzył się głębiej w wodzie pod ciężarem gada!). Uff! Delegacja mogła wrócić do Rzymu w poczuciu dobrze wykonanej misji. A teraz skonfrontujmy poezję Owidiusza z chłodną relacją Liwiusza. Historyk pisze: „Wysłano więc posłów do Epidauru, skąd mieli przywieźć posąg Eskulapa do Rzymu. Ci przywieźli węża, który wpełzł na ich okręt. Uznawano zaś, że to właśnie bóstwo mieszka w wężu”.

Zaraz, zaraz! Liwiusz przedstawia rzecz jakby inaczej! Jak na dłoni widać, że to, co Owidiusz podaje nam jako wielki sukces rzymskiej delegacji, w rzeczywistości było upokarzającą klęską! Jak bowiem inaczej zinterpretować informację, że senat wysłał posłów z konkretnym zadaniem w postaci sprowadzenia z Epidauros posągu bóstwa, a ci, by nie wrócić z niczym, przedstawili gada jako swoisty substytut? Na początku III wieku pne Rzym był jeszcze zapyziałą mieściną, więc mieszkańcy Epidauros musieli być serdecznie ubawieni naiwnym postulatem rzymskiej delegacji, która oczekiwała przeniesienia do Rzymu najważniejszego dla Epidauros kultu, z którego przecież miasto to słynęło w całym greckim świecie. Prawdopodobnie więc Rzymianie spotkali się z grzeczną, ale stanowczą odmową i zostali odprawieni z kwitkiem. Próbuję sobie w tej chwili wyobrazić upokorzonego takim potraktowaniem szefa rzymskiego poselstwa, który kombinuje, jak uniknąć kompromitacji w oczach swych ziomków, gdy wróci z niczym. Opowieść o wężu wpełzającym na okręt nosi wszelkie znamiona świetnej PR-owiej historyjki mającej za zadanie klęskę obrócić w wielki sukces!

Co się dzieje dalej? Otóż Owidiusz przekazuje nam swój poetycki opis przybycia Eskulapa nad Tybr, barwny niczym legendarny wjazd Kleopatry do Rzymu w filmie Mankiewicza z 1963 roku:

„(…) W zgromadzeniu całem, Każdy głos wita boga radosnym zapałem. A w całej rozległości jak szła łódź pod rzekę, Stały rzędem ołtarze bogu za opiekę: Po obu brzegach wonne paliły się dary I pod nożem padały zbroczone ofiary. Pośród dymu kadzideł i modłów narodu, gdy do stolicy świata, do rzymskiego grodu Dostał się wąż dostojny, świetną szyją błyska I upatruje siebie godnego siedliska.”

Owidiusz pisze, że wąż zauważył wyspę na Tybrze i ją to wybrał sobie na siedzibę, gdzie wkrótce wzniesiono mu świątynię. Znacznie bardziej rzeczowy Liwiusz pisze krótko, że wąż wypełzł ze statku i wydostał się z wody na Wyspę Tybrową. Chłodno i bez żadnych wzniosłości i bez poetyckiego patosu.

Choć opowieść o sprowadzeniu kultu Eskulapa do Rzymu przewija się także w innych źródłach, do motywu węża wypełzającego ze statku i obierającego sobie Wyspę Tybrową jako siedzibę nie sposób podejść poważnie. W III wieku pne Rzym utrzymywał z miastami greckimi kontakty chociażby za pośrednictwem greckich miast na południu Italii. Nie ma więc nic nadzwyczajnego w tym, że nowy kult przywędrował właśnie z greckiego kręgu kulturowego. Ale moim zdaniem nie należy mylić przyczyny i skutku. Najprawdopodobniej Wyspę Tybrową uczyniono centrum kultu Eskulapa nie w wyniku jakiegoś incydentu z wężem, ale zapewne dlatego, że już dużo wcześniej miejsce to wiązało się z leczeniem chorych. Trzeba przecież pamiętać, że aż do I wieku pne Wyspy Tybrowej nie łączył z Rzymem żaden stały most i można się było dostać na nią tylko łodzią (ewentualnie wpław…). Było to więc od samego początku idealne miejsce do zapewnienia izolacji chorych. Umiejscowienie świątyni Eskulapa właśnie tam było więc naturalną tego konsekwencją.

O tym, że tradycyjna wersja z umiejscowieniem kultu Eskulapa za sprawą boskiego węża nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, przekonuje dodatkowo Pliniusz Starszy w swej „Historii Naturalnej”, który pisze wprost, że motywy były tej lokalizacji były zgoła odmienne. Rzymianie bardzo ambiwalentnymi uczuciami darzyli lekarzy, którzy z jednej strony ratowali ich zdrowie, a z drugiej – zdawali się nieczuli na ludzkie nieszczęście najzwyczajniej w świecie pazerni. Wg niego Rzymianie „szczególnie oburzali się na to, że zrobiono sobie źródło zarobku z zapłaty za życie. Dlatego świątynię Eskulapa, i to nawet jeszcze w momencie przyjęcia w Rzymie jego kultu, zbudowano poza miastem, i znów na wyspie”. Pliniusz sugeruje więc, że lokalizacja kultu mogła mieć związek ze złą reputacją lekarzy w Rzymie.

Jakkolwiek było, nawet dziś szpital zajmuje dużą część tego skrawka lądu o wymiarach 269 metrów długości i 67 metrów szerokości (w najszerszym miejscu). Jak widać specyficzny genius loci Wyspy Tybrowej trwa nadal.

W kolejnym tygodniu sprawdzimy, jakie ślady starożytności zachowały się na wyspie do naszych czasów.

W dzisiejszym wpisie wykorzystałem fragmenty - „Dziejów Rzymu od założenia miasta” w przekładzie Andrzeja Kościółka (Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich Wydawnictwo Państwowej Akademii Nauk), -„Przemian” Owidiusza w przekładzie Brunona Kicińskiego (wydawnictwo Zielona Sowa) - „Historii Naturalnej” Pliniusza Starszego w przekładzie Ireny i Tadeusza Zawadzkich (Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich - Wydawnictwo)

62 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page