Niedawno w Muzeum Archeologicznym w Neapolu wystawiana była fascynująca płaskorzeźba pochodząca z nagrobka pewnego mieszkańca Pompejów, niejakiego Gnejusza Nigidiusza. Jej niezwykłość polega na tym, że niczym antyczny komiks pokazuje nam przebieg antycznych igrzysk gladiatorskich.
Płaskorzeźba ukazuje nam spektakl w trzech rzędach: na górnym widzimy jego otwarcie – uroczystą procesję, na której czele (od prawej) idą liktorzy z symbolami władzy, dalej muzykanci, następnie lektyka z symbolami bóstw, potem mężczyźni z tablicami informacyjnymi. Nieco dalej widać mężczyznę w todze – zapewne organizatora/sponsora igrzysk.
Niezwykle ciekawy jest rząd postaci trzymających w dłoniach broń: tarcze i hełmy gladiatorów.
Bardziej z lewej znów widzimy trębaczy. Najbardziej z lewej ukazane są prowadzone zwierzęta: nie wyglądają one jednak na dzikie bestie, które miały brać udział w walkach na arenie. Nie są to chyba także zwierzęta ofiarne. Być może były one częścią „pokazów cyrkowych” organizowanych w przerwach głównych walk.
W najwyższym rzędzie brakuje przedstawienia jednego z częstych elementów otwarcia igrzysk, to jest parady samych gladiatorów. Szli w procesji jako prawdziwi bohaterowie dnia. Szli bez broni – jak już napisałem, tę niesiono oddzielnie. Każdy mógł się więc napatrzeć na ich umięśnione, naoliwione i pokryte bliznami ciała.
Środkowy i dolny rząd są nieco mylące, bowiem mogą sugerować, że najpierw odbywały się walki gladiatorów (rząd środkowy), a potem walki dzikich zwierząt (venationes). Tymczasem kolejność była odwrotna: igrzyska zaczynały się o poranku walkami dzikich zwierząt i egzekucjami przestępców, a dopiero po południu można było oglądać najbardziej emocjonujące pojedynki gladiatorskie. Zapewne to wymogi kompozycyjne nakazały rzeźbiarzowi odwrócić kolejność i umieścić gladiatorów pośrodku, a zwierzęta niżej.
My spójrzmy na płaskorzeźbę w prawidłowej kolejności, czyli przejdźmy do rzędu dolnego. Na najniższym rzędzie zilustrowano egzekucje skazańców i walki dzikich zwierząt. Najbardziej po prawej widać jakiegoś drapieżnika, który zabija leżącego skazańca (damnatio ad bestias). Widać też venatores – mężczyzn specjalizujących się w walkach ze zwierzętami oraz zwierzęta walczące między sobą.
Jednak to nie ta część igrzysk była najbardziej emocjonująca, lecz następujące po niej pojedynki gladiatorów.
Rząd środkowy płaskorzeźby pokazuje realia igrzysk, które daleko odbiegają od rzezi, jaką niekiedy sobie wyobrażamy, gdy myślimy o walkach na rzymskich arenach. Mężczyźni walczą, ale są pilnowani przez sędziów i „ekipy lekarskie”, które mają za zadanie na bieżąco opatrywać ich rany. Na płaskorzeźbie widzimy gladiatora podtrzymywanego przez dwie osoby z obsługi, któremu inny mężczyzna opatruje nogę. Widać też personel igrzysk rzucający się na pomoc gladiatorowi, który upada.
Wbrew utartym przekonaniom pojedynki rzadko kończyły się śmiercią – wytrenowanie i utrzymanie gladiatorów było zbyt drogie, by lekką ręką pozbywać się gwiazd areny. Dlatego na płaskorzeźbie widzimy przegranego, który wprawdzie leży na ziemi, ale podpiera się łokciem – znak, że jednak żyje.
Igrzyska gladiatorskie kojarzą się dzisiaj z ciemną stroną rzymskiej cywilizacji – rozlewem krwi, śmiercią i zaspokajaniem najniższych instynktów motłochu żądnego przemocy. Ale w rzeczywistości był to przede wszystkim wielki spektakl i - jakby to dziwnie nie zabrzmiało – uwzględniając odmienne czasy, inny rozwój społeczeństwa i inny system wartości: w sumie niewiele różniły się od naszych wielkich imprez sportowych:
- procesja otwierająca łudząco przypomina ceremonie otwarcia np. naszych igrzysk olimpijskich z ich paradami i całą artystyczną oprawą, - sędziowie i personel mający za zadanie służyć gladiatorom pomocą nasuwa skojarzenie z naszymi zespołami towarzyszącymi sportowcom i dbającymi o ich kondycję i zdrowie.
Po powstaniu Spartakusa igrzyska bardzo się sprofesjonalizowały i niewolnicy / jeńcy wojenni zaczęli być wypierani przez ludzi, którzy gladiatorami zostawali dobrowolnie, zawierając ze szkołami gladiatorów specyficzne umowy na czas określony. Te przywodzą na myśl współczesne kontrakty sportowe – kolejna analogia z naszymi czasami.
Pozostaje oczywiście kłopotliwa kwestia śmierci na arenie, z którą trudno się dzisiaj pogodzić i zaakceptować, podobnie jak z epatowaniem publiczności rozlewem krwi. Ale czy na pewno? Czy nasze społeczeństwo emocjonujące się krwawymi scenami w kinie albo przyglądające się scenom prawdziwej przemocy podsuwanym przez serwisy informacyjne naprawdę aż tak bardzo różni się od antycznego? Przecież i my dzisiaj, kiedy sport uważany jest za aktywność zdrową i budzącą szereg pozytywnych skojarzeń, w pełni godzimy się np. na to, by pięściarze ryzykowali zdrowiem i życiem na ringu na oczach tysięcy ludzi zebranych na widowni i milionów siedzących przed telewizorami transmitującymi wszystko na żywo.
Kiedy zbierałem materiały do dzisiejszego posta, znalazłem informację o oficjalnie potwierdzonych zgonach pięściarzy od początku XX wieku. Jest to liczba czterocyfrowa. Ktoś powie, że to i tak niewiele w porównaniu do żniwa śmierci podczas igrzysk gladiatorskich. Może i niewiele. Ale czy aby na pewno sama liczba ma tu znaczenie, czy raczej fakt, że po prostu zarówno pięściarze jak i widzowie akceptują ryzyko?
Kiedy przygotowywałem ten post, rzucił mi się w oczy nagłówek artykułu opublikowanego w serwisie onet.pl : „Trzeba zaakceptować smutny fakt, że śmierć jest nieodłączną częścią boksu zawodowego.” Ta smutna, ale bardzo prawdziwa konstatacja każe postawić pytanie, czy mamy prawo osądzać Rzymian za ich zamiłowanie do igrzysk, skoro mimo upływu dwóch tysięcy lat nasze imprezy sportowe dzieli od starożytnych walk gladiatorskich znacznie mniej, niż chcielibyśmy wierzyć?
Comments