top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraMichał Kubicz

Dwugłowy Rzym – czyli o rzymskich konsulach i o ich wybieraniu


Niebawem mamy drugą turę wyborów prezydenckich, dlatego korzystam z okazji i dzisiaj skupię się na wyborach rzymskich konsulów. Dlaczego? Ponieważ spojrzenie na historię z pewnej perspektywy pozwala wyciągnąć wiele ciekawych wniosków, które nam umykają, gdy skupiamy się na detalach „tu i teraz”.

W czasach Republiki konsulowie byli najwyższymi urzędnikami państwa wybieranymi przez zgromadzenie ludowe zwane komicjami centurialnymi (comitia centuriata). Wybory konsulów stanowiły najważniejszy dzień w rzymskim kalendarzu politycznym. Gdy później nastało cesarstwo, urząd konsula stał się tytułem honorowym, a komicje centurialne obumarły. Jak do tego doszło?

Konsulowie tradycyjnie byli wybierani co roku na roczne kadencje. Proces wyborczy miał formalnie pewien rys demokratyczny, choć oczywiście z ograniczeniami charakterystycznymi dla epoki starożytnej: w komicjach centurialnych głosować w wyborach konsulów mogli tylko wolni obywatele płci męskiej, przy czym pewna grupa nieposiadająca żadnego majątku praw wyborczych była pozbawiona.

Rzymianin w todze, w pozycji oratora. Choć ta znaleziona w Herkulanum rzeźba przedstawia w rzeczywistości jedynie wyzwoleńca, stanowi ona równocześnie dowód, jaki prestiż emanował z wizerunku przemawiającego rzymskiego polityka. Muzeum Archeologiczne w Neapolu. Zdjęcie: zbiory własne

Jednak od samego początku, jeszcze w czasach Republiki demokratyczność wyborów była tylko pewną iluzją, system wyborczy był bowiem tak skonstruowany, że dawał ogromną przewagę najbogatszym warstwom społeczeństwa. Przede wszystkim głosy nie były równe – obywatele oddawali głosy w grupach zwanych centuriami, zaś na koniec każda centuria posiadała jeden głos. Wygrywał wybory ten, kto zyskał większość głosów wszystkich centurii. Innymi słowy w zasadzie wyboru dokonywali nie obywatele, tylko centurie. Był to więc de facto system wyborów pośrednich, w których mógł wygrać ktoś, kto nie legitymował się większością głosów obywateli. Mogło łatwo dojść do sytuacji jak w przypadku ostatnich amerykańskich wyborów prezydenckich, w wyniku których prezydentem został kandydat, który w skali całego kraju uzyskał mniej głosów niż jego konkurentka. W Rzymie efekt ten dodatkowo potęgował sposób organizacji centurii: obywatele byli w nich de facto zgrupowani w zależności od statusu majątkowego. Choć zamożni obywatele, choć stanowili mniejszość, zebrani byli w większej liczbie centurii. Głos biednych, choć ci byli najliczniejszą grupą społeczną, wyrażała niewielka liczba centurii. Tym samym waga głosów nie była taka sama. W praktyce podział na centurie skonstruowany był w taki sposób, że centurie zrzeszające najbogatszych obywateli, jeżeli działały jednomyślnie, zawsze były w stanie przeforsować swojego kandydata.

Jeżeli w tym niesprawiedliwym systemie cokolwiek działało na korzyść najuboższych warstw rzymskiego społeczeństwa, to tylko skłócenie rzymskiej arystokracji. Ponieważ o stanowisko konsula obiegali się różni rywalizujący ze sobą nobilowie, głos centurii reprezentujących plebs niekiedy bywał decydujący.

Wyborami rzymskich urzędników można było stosunkowo łatwo sterować, co dodatkowo ułatwiało arystokracji uzyskanie pożądanego wyniku. Na tym przykładzie widać przewagą nowożytnych systemów wyborczych nad ich rzymskim odpowiednikiem. Otóż głosowanie odbywało się zawsze w wyznaczonym dniu, w określonym miejscu (wyłącznie w Rzymie!) i możliwe było wyłącznie osobiście. Więc choć w Italii i na terenie prowincji grupa ludzi uprawnionych do głosowania była bardzo liczna, w praktyce z uwagi na koszty podróży i czas, jaki trzeba było na nią poświęcić, jedynie znikoma liczba uprawnionych faktycznie uczestniczyła w wyborach. Nie było to więcej niż kilka tysięcy obywateli. Możecie sobie więc wyobrazić, że przy frekwencji wynoszącej dosłownie ułamek procenta, sposoby wpływania przez możnych na ubogich głosujących były wręcz nieskończone.

To tłumaczy inną cechę rzymskich wyborów – podatność na nadużycia wszelkiego rodzaju. Stawka w grze była tak wysoka, że wszystkie chwyty były dozwolone. Kandydaci posuwali się do korupcji całych grup głosujących, zaś w razie zbyt dużego ryzyka porażki nie wahali się nawet wywoływać rozruchów, by nie dopuścić do głosowania.

W miarę upływu czasu system degenerował się coraz bardziej. U schyłku Republiki doszło do tego, że o jednym z najpotężniejszych ludzi tamtych czasów, Pompejuszu Wielkim (słynnym rywalu Cezara), mawiano, że posiada on nie tylko listę dotychczasowych konsulów, ale także przyszłych. Nawet dla ludzi jemu współczesnych nie było tajemnicą, że wpływowy Pompejusz mógł manipulować wynikami wyborów.

Zwróćcie uwagę, że zjawisko manipulacji wyborami stało się tak powszechne i oczywiste, że w czasie wojen domowych poprzedzających upadek Republiki wojujący politycy po prostu uzgadniali między sobą w ramach doraźnie zawieranych przymierzy, kto i kiedy zostanie konsulem.

Upadek znaczenia procesu wyborczego szedł w parze z upadkiem znaczenia samego konsulatu. Gdy po śmierci Juliusza Cezara Marek Antoniusz, Oktawian i Marek Lepidus zawierali porozumienie zwane drugim triumwiratem, de facto przesądzili, że odtąd stanowisko triumwira (funkcja całkowicie pozaustrojowa) będzie stało ponad urzędem konsula. Takie postawienie sprawy przypieczętowało los konsulatu jako najwyższego rzymskiego urzędu. Konsulowie nigdy już nie odzyskali dawnej republikańskiej rangi i prestiżu.

Co ciekawe, bez względu na to, że funkcja konsulów skarlała, a sam urząd stał się przedmiotem zwykłych politycznych negocjacji, przez cały ten czas formalnie wciąż konsulowie byli wybierani przez wspomniane wyżej komicje centurialne. Tyle że podczas wojen domowych zgromadzenia ludowe i proces wyborczy stały się jedynie wydmuszką.

Gdy upadła Republika i nastało cesarstwo, Oktawian (cesarz August) przebudował ustrój państwa, dostosowując go do nowych realiów, ale formalnie pozostawił nietknięte zarówno funkcję konsulów jak i ich wybór przez komicje centurialne. Ale był to już tylko pozór demokracji (nawet w jej starożytnym, ograniczonym wydaniu, jaki widzieliśmy w czasach Republiki). August przyznał sobie prawo rekomendowania na stanowisko konsula określonych przez niego kandydatów. Czyli de facto wskazywał, kogo popiera. Ogromne bogactwo cesarza, sieć wpływów, jakie posiadał, i narzędzia do wywierania nacisku na głosujących były tak wielkie, że praktycznie nie było możliwości, by wyborcy poparli kogoś, kto nie posiadał rekomendacji Augusta. Korzystając z fortuny zagrabionej egipskim Ptolemeuszom oraz wymieszania się jego majątku prywatnego z państwowym, cesarz mógł uprawiać rozdawnictwo pieniędzy, dóbr i łask na nieznaną dotąd skalę, korumpując uprawnionych do głosowania. W rzeczywistości August stosował dokładnie te same metody wpływania na wynik wyborów, jakie znał jeszcze z ostatnich lat Republiki. Różnica polegała na tym, że wtedy rywalizacja wielkich rodów mimo wszystkich ich starań czyniła wynik wyborów nieprzewidywalnym. W nowych realiach, gdy cesarz nie miał nikogo, kto mógłby z nim konkurować majątkiem, autorytetem i siłą (polityczną i militarną), wynik wyborów zawsze mógł być już tylko jeden. Prowadzi to do pewnego paradoksu. Jako że formalnie funkcja cesarza de iure nie była konkretnym urzędem, a jedynie zlepkiem różnych uprawnień kolekcjonowanych przez Augusta w czasie jego długiego panowania, można powiedzieć, że o wyniku wyborów konsulów – formalnie wciąż najwyższych urzędników państwa - zaczął decydować człowiek, który publicznie twierdził, że jest tylko „pierwszym senatorem”.

Wyborcy zgromadzeni w komicjach centurialnych szybko przestali widzieć sens w głosowaniu niezgodnym z rekomendacją Augusta. Wybory stały się więc tylko formalnością prowadzącą do prawnego zatwierdzenia wyboru, którego wcześniej za każdym razem dokonywał August. O tym, jak zmarginalizowane zostały komicje centurialne, najlepiej świadczy fakt, że wielki plac wyborczy, który na Polu Marsowym (tuż obok powstałego znacznie później Panteonu) zaczął budować jeszcze Juliusz Cezar, a dokończył August, w praktyce ostatecznie służył zupełnie innym celom.

Gdzieś pod koniec panowania Augusta lub na początku panowania Tyberiusza, ostatecznie zrezygnowano nawet i z tego pozoru, a prawo wybierania konsulów przeszło na Senat. Nie miało to zresztą większego znaczenia, bo senatorowie i tak zawsze głosowali zgodnie z wolą cesarza. Była to jednak zmiana wielce symboliczna: pokazywała zarówno upadek pozorów dawnej republiki, upadek quasi-demokratycznej instytucji, jaką pierwotnie były komicje centurialne, jak i wreszcie upadek samego konsulatu. Urząd konsula – dawnej „podwójnej głowy” rzymskiego państwa - stał się tylko honorowym tytułem, którego uzyskanie wielkim rzymskim rodom przydawało już coraz bardziej wątłego blasku.

33 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page