Tydzień temu pokazałem Wam wykonane w październiku 2018 roku zdjęcia z wydarzenia pod nazwą Roma Victrix, zorganizowanego na terenie ruin podmiejskiej willi cesarza Maksencjusza. Dzisiaj parę słów o samym cesarzu oraz o tym, co pozostało z jego rezydencji wybudowanej nieopodal Rzymu.
Maksencjusz nie należy do grupy cesarzy-celebrytów, którzy utrwalili swe panowanie w obecnej popkulturze. Dzisiaj wielu kojarzy Nerona, Kaligulę, Konstantyna Wielkiego, Marka Aureliusza czy Kommodusa (tych dwóch ostatnich przede wszystkim dzięki sukcesowi kasowego filmu Gladiator w reżyserii R. Scotta). Natomiast Maksencjusz nie jest szerzej znany. A szkoda, bo to bardzo barwna postać.
Na początek dwa słowa kontekstu: rządy Maksencjusza przypadły na czasy bardzo trudne. Był początek czwartego wieku naszej ery, a Rzym wkraczał nieuchronnie w okres coraz większych problemów i musiał stawić czoła napierającym barbarzyńcom, kryzysowi gospodarczemu, brakowi pieniędzy itd. Jednym ze sposób zaradzenia sytuacji miała być nowa forma rządów wprowadzona przez Dioklecjana, tzw. tetrarchia. Nie wchodząc w szczegóły, powiem tylko, że miała ona polegać na współrządach dwóch cesarzy (tzw. augustów) i ich dwóch zastępców (tzw. cezarów). Bo śmierci każdego augusta władzę po nim miał przejmować jego cezar, który - sam zostawszy augustem - powoływał swojego nowego zastępcę (cezara). Była to chyba pierwsza próba prawnego uregulowania problemu sukcesji w rzymskim systemie władzy. System utworzony przez cesarza Dioklecjana sprawdzał się niestety bardzo krótko. I tu dochodzimy do Maksencjusza. Otóż jego ojciec, Maksymian był władcą (augustem) zachodniej części cesarstwa. Jak wspomniałem, system tetrarchii nie przewidywał dziedziczenia tronu z ojca na syna, dlatego gdy zgodnie z ustalonymi zasadami Maksymian abdykował, nowym augustem Zachodu nie został jego syn (Maksencjusz) tylko zastępca Maksymiana – cezar Galeriusz.
Opracowania historyczne pokazują Maksencjusza jako człowieka próżnego, zachłannego, okrutnego i rozpustnego. Pierwsze skojarzenie, które w związku z nim przychodzi mi do głowy, to film „Gladiator” i ukazana w nim postać Kommodusa, który został przez ojca pominięty przy sukcesji. Choć przebieg wydarzeń w filmie jest tylko hollywoodzką fikcją, analogia z rzeczywistą postacią Maksencjusza jest aż nadto czytelna. Maksencjusz – syn władcy zachodniej części cesarstwa musiał obejść się smakiem władzy i zapewne nie był zadowolony, że ojciec oddał insygnia cesarskie Galeriuszowi.
Jak bardzo Maksencjusza ubodła decyzja ojca, pokazują dalsze wypadki. Maksencjusz wykorzystał pierwszą nadarzającą się okazję, a konkretnie rozruchy, które wybuchy w Rzymie, by pozbawić Galeriusza władzy i ogłosić się cesarzem zachodniej części imperium. Ciąg dalszy to pasmo wojen domowych, które zakończyły panowanie Maksencjusza po zaledwie sześciu latach. Władzę po nim przejął ostatecznie jego rywal, Konstantyn zwany później Wielkim.
Jak wspomniałem, starożytni kronikarze nie byli przychylni Maksencjuszowi. XVIII-wieczny brytyjski historyk Edward Gibbon idzie ich śladami i Maksencjusza opisuje dosyć tendencyjnie. Miał on seryjnie uwodzić żony i córki senatorów, dopuszczał się gwałtów na szlachetnie urodzonych damach, całkowicie pobłażał żołnierzom, na których opierał swoją władzę, przez co armia stała się zupełnie bezkarna i popełniała wszelkie występki wobec ludności cywilnej. Miał ponoć swobodnie dysponować majątkami senatorów, które przekazywał swym dowódcom w dowód uznania za służbę (to samo miał robić z senatorskimi żonami…). Czas miał spędzać w sposób gnuśny, używając życia do woli. Gibbon opisuje go jako władcę strachliwego i zniewieściałego. Gdy czytamy ten opis, na myśl od razu przychodzą skojarzenia z najmroczniejszymi tyranami dynastii julijsko-klaudyjskiej, powstaje wizja człowieka łączącego w sobie wszystkie najgorsze cechy Tyberiusza, Kaliguli i Nerona.
Oczywiście taki opis jest bardzo stronniczy i gdyby oskrobać ten wizerunek z warstw błota, którym Maksencjusza obrzucili historycy przychylni Konstantynowi (a wiemy, że to zwycięzcy piszą historię…), pewnie otrzymalibyśmy obraz bardziej zniuansowany.
Maksencjusz nie tylko używał życia, ale też ufundował w Rzymie wiele nowych budowli: do najbardziej znanych należy ukończona przez Konstantyna gargantuicznych rozmiarów bazylika, której masywne ruiny znajdziemy między Forum Romanum i Koloseum, oraz łaźnie na Kwirynale (mniej więcej tam, gdzie dzisiaj stoi fontanna Dioskurów na Piazza del Quirinale). Wszystkie te dokonania „przywłaszczył” sobie jego zwycięski następca – termy, choć nie ma już po nich śladu, nazywane są imieniem Konstantyna, podobnie jak bazylika, tylko przez niektórych poprawnie nazywana „bazyliką Maksencjusza i Konstantyna”.
Oprócz budowli publicznych Maksencjusz zbudował także podmiejską rezydencję. Znajdowała się ona przy Via Appia, mniej więcej między drugim i trzecim kamieniem milowym za miastem. Nie był to jednak pałac wzniesiony od podstaw. Historia tego miejsca jest bardzo bogata – wiemy, że już wcześniej znajdowała się tam patrycjuszowska willa pochodząca z ostatnich lat republiki. Później w II wieku n.e. majątek należał do Heroda Attyka, człowieka bogatego i wpływowego, nauczyciela Marka Aureliusza, a prywatnie męża Anii Regilli (jej wspaniały grobowiec-cenotaf możecie oglądać w parku Caffarella).
A więc gdy Maksencjusz polecił zbudować w tym miejscu swój pałac, wykorzystał fragmenty starszych budowli. Na marginesie – właśnie ta wspomniana wyżej patrycjuszowska republikańska willa pojawiła się w opisach zawartych w mojej powieści „Agrypina” – to tam tytułowa bohaterka negocjowała z wpływowym senatorem przeforsowanie przez niego zmian legislacyjnych umożliwiających Agrypinie sięgnięcie po władzę … :-)
Wróćmy jednak do pałacu Maksencjusza. Najbardziej okazałymi zachowanymi częściami kompleksu jest mauzoleum oraz hipodrom. O mauzoleum opowiem kiedy indziej. Z samego pałacu niestety niewiele przetrwało. Zresztą prace wykopaliskowe na jego terenie były przeprowadzone dosyć dawno, bodajże w latach 60-tych, jedynie fragmentarycznie i nie były one później kontynuowane. Dlatego o części rezydencjonalnej pałacu wiadomo dosyć niewiele, na przykład to, że znajdowała się tam duża sala audiencjonalna, łaźnie, nimfea, a także korytarz łączący pałac z hipodromem. Pod całym kompleksem dosyć dobrze zachowały się systemy wodno-kanalizacyjne, które odważni pasjonaci posiadający stosowne zezwolenia niekiedy eksplorują.
Poza mauzoleum najbardziej spektakularny jest hipodrom – jedyny tak dobrze zachowany w całym Rzymie. Jego rozmiary tylko nieznacznie ustępują Circus Maximus między Palatynem i Awentynem. Jednak w odróżnieniu od Circus Maximus, hipodrom Maksencjusza miał być wykorzystywany wyłącznie na prywatne wyścigi organizowane przez cesarza. Jego mury wskazują, że mogło tam oglądać gonitwy nie więcej niż 10 tys. widzów siedzących prawdopodobnie na sześciu rzędach siedzeń. Mimo pokaźnej długości toru wyścigowego, w porównaniu do Circus Maximus to więc bardzo kameralna widownia…
Z pewnością zachowane ruiny pozwalają sobie wyobrazić wygląd niektórych charakterystycznych elementów innych rzymskich hipodromów, zwłaszcza Circus Maximus. Widać więc doskonale zachowaną spinę, która nie była zwykłym murem rozdzielającym dwa tory, ale szeroką, długą konstrukcją zawierającą baseny z wodą. Możemy również zobaczyć fundamenty boksów startowych, tzw. carceres, oraz dwie flankujące je po obu bokach wieże. Jest też pozostałość imponującej trybuny cesarskiej.
Ale hipodrom Maksencjusza pod pewnymi względami istotnie różni się od Circus Maximus. Na przykład jego zewnętrzne mury pozbawione były arkad. Jak wiemy Circus Maximus miał arkady, pod którymi kryły się liczne sklepy, tawerny, domy publiczne, kantorki astrologów itd. Konstrukcja wąskiej widowni Cyrku Maksencjusza nie wymagała budowy arkad, zresztą byłyby one bezużyteczne, zważywszy na zamknięty, prywatny charakter budowli.
Z całej dekoracji hipodromu nie przetrwało nic. Z jednym jednak wyjątkiem – obelisku zdobiącego spinę. Ten charakterystyczny element, nawiązujący do obelisku ustawionego przez Augusta w Circus Maximus czy przez Kaligulę w hipodromie na Watykanie, został przez Maksencjusza przeniesiony z terenu świątyni Izydy na Polu Marsowym. Nie był to oryginalny obelisk egipski, a jedynie rzymska „podróbka” zamówiona jeszcze przez cesarza Domicjana w I wieku n.e. Dziś obelisku tego nie zobaczycie jednak w hipodromie Maksencjusza – w czasach nowożytnych został on przeniesiony na Piazza Navona, gdzie stoi do dziś.
Czy cesarz kiedykolwiek zamieszkał w swym nowym pałacu? Czy hipodrom był świadkiem chociaż jednej gonitwy? Tego nie wiemy. Przede wszystkim nie jest jasne, w jakim stanie na początku IV wieku n.e. znajdowała się rezydencja Heroda Attyka. Jeżeli nadawała się do zamieszkania, być może Maksencjusz w niej bywał. W Internecie natrafiłem na wzmiankę, że przypuszcza się, że przebudowa pałacu rozpoczęta przez Maksencjusza zapewne nigdy nie została ukończona. Gdzieś mignęła mi też informacja, że w hipodromie nie odnaleziono żadnych śladów piasku, jakim Rzymianie pokrywali tor wyścigowy. Być może nie zdążyli go nawieźć przed śmiercią Maksencjusza.
Po tym, jak cesarz zginął zaraz po przegranej przez siebie bitwie przy Moście Mulwijskim, władzę objął Konstantyn, który zaczął zacierać ślady po swym poprzedniku. Nie miał też interesu, aby wykończyć rezydencję przy Via Appia. Konstantyn zabawił w Rzymie jako cesarz nie więcej niż 3 miesiące, a potem wyjechał. Później był już nad Tybrem tylko dwa razy, zawsze na bardzo krótko. Po co miałby więc zlecać jakiekolwiek prace budowlane w podmiejskim pałacu Maksencjusza? Rezydencja szybko popadła w zapomnienie, a licząca prawie czterysta lat historia posiadłości dobiegła końca.
Comments