Jeśli czytacie moje posty, pewnie się przyzwyczailiście, że w Rzymie najciekawsze rzeczy na ogół są pod ziemią. Dzisiaj będzie kolejna taka perełka.
Gdy stoimy przed barokową fasadą bazyliki świętych Sylwestra i Marcina w Monti przy Viale del Monte Oppio, nie przypuszczamy, że pod nią znajdują się pozostałości antycznej zabudowy Rzymu. Ale czy powinniśmy być tym zaskoczeni? Wiecie przecież doskonale, że wiele starych rzymskich kościołów stanowi bezpośrednią kontynuację dawnych miejsc spotkań chrześcijan w domach prywatnych. Tak też jest i w tym przypadku. W III wieku naszej ery na tyłach łaźni Trajana i łaźni Tytusa znajdowała się nieruchomość należąca do rodziny Ekwicjuszów. Zapewne nie była to żadna luksusowa rezydencja, a raczej budynek handlowo magazynowy. Gdy zaczęli się tam spotykać członkowie wspólnoty chrześcijańskiej, miejsce to nazwano Titulus Equitii i to właśnie był zalążek przyszłego kościoła.
Obecny kościół powstał na przełomie V i IV wieku tuż obok dawnego miejsca spotkań gminy chrześcijańskiej (i częściowo ponad nim). Przez wieki kościół oczywiście zmieniał swój wystrój wewnętrzny i zewnętrzny, dlatego dzisiaj trudno dostrzec detale pochodzące z tego najdawniejszego okresu. Ale jest pewien ślad – pierwotnie kościół ten posiadał charakterystyczny dla tamtej epoki element architektoniczny, którym było obszerne atrium przed wejściem (podobne do tego, które obecnie stoi przed kościołem San Clemente). Teraz jedynym śladem po tym atrium jest… pusty placyk przed bazyliką.
Ale wróćmy do budowli z III wieku pod kościołem. Dostać się tam można z nawy głównej przez kryptę (dwupoziomowe wejście jest naprawdę spektakularne!).
Wewnątrz znajdziemy obszerne, wysoko sklepione pomieszczenia o wymiarach około 11 m na 18 m, podzielone potężnymi filarami, i kilka pomieszczeń przylegających. Właśnie tam w pierwszych wiekach wspólnie modlili się chrześcijanie.
Zachowały się ślady starożytności (czarno-białe mozaiki z III wieku), a także resztki wczesnochrześcijańskich fresków. Mury noszą ślady przeróbek z różnych okresów – w jednym miejscu widać nawet murarkę, która na oko wygląda na republikańską (ale mogę się mylić, więc nie trzymajcie mnie za słowo). Ogólne wrażenie jest takie, że pomieszczenia są nieco zagracone – znajdziecie tam i uszkodzone marmurowe rzeźby (o zgrozo! W Polsce zdobyłyby jakieś muzeum albo przynajmniej pałacowe lapidarium), i obalone kolumny, i drobne detale architektoniczne, i stary sarkofag strigilowy (III wiek?) czy wreszcie kolekcję antycznych dachówek ze stemplami i śladami zwierząt, które zdążyły przejść po jeszcze niewypalonej ceramice.
Ale wiecie, co na mnie zrobiło wrażenie największe? Pomieszczenia wciąż wypełnione ziemią i gruzem. Gdy wsadziłem tam głowę by zrobić zdjęcie, poczułem autentyczny dreszczyk emocji związany z tajemnicami, które te zamknięte wnętrza jeszcze kryją.
Bazylika ss. Silvestro e Martino ai Monti i jej podziemia to nie jest typowe miejsce dla turysty podążającego za „łatwym pięknem”. Ale jeżeli chcecie poczuć w Rzymie historię nagą, niekomercyjną i nieupiększoną dla turystów – koniecznie tam zajrzyjcie.
Comments